Higurashi no naku koro ni, jest jednym z tych tytułów, z którymi na początku mamy pewne problemy, z połączeniem wszystkich elementów układanki w logiczną całość. Jednak dla starego wyjadacza, to norma. Przekonacie się sami.
Pierwsze odcinki szybko zleciały, tworząc tym samym miejsce dla moich domysłów odnośnie zakończenia. Jednak przyszedł odcinek czwarty, i razem z nim wszystko się skończyło. Tak po prostu. Jak wryty siedziałem jeszcze chwilkę, po czym postanowiłem kontynuować maraton z mieszanymi uczuciami, mając jednak cichą nadzieję, że zaraz coś się wyjaśni. Nic bardziej mylnego. Do koszyczka cały czas dochodziły nowe tajemnice, nie wyjaśniając przy tym poprzednich. To właśnie mnie tak zafascynowało. Zafascynowało, co i momentami porządnie frustrowało.
Seria kończy się nader gwałtowanie, co oczywiście owocuje drugą częścią perypetii naszych aniołków.
Mała mieścina, Hinamizawa. Właśnie tutaj, Maebara Keiichi wraz z rodzicami, postanowili zacząć od nowa. Ojciec, malarz. Nazwisko całkiem znane, więc i dzieciak jest całkiem popularny wśród mieszkańców miasteczka. Jak już wspomniałem, małego miasteczka. Tak małego, że w jednej klasie mieszczą się starsi uczniowie, jak i ci młodsi. To właśnie tutaj poznajemy słodkie dziewczynki, które po zajęciach prowadzą klub dla fanatyków gier i zabaw. Oczywiście, syn malarza, zostaje przyjęty, także od teraz możemy śledzić przygody piątki przyjaciół. Jak się szybko okazuje, członkinie zasadniczo normalnego klubu, nie są takie normalne. Mają bowiem ukryty talent. Nie wiem, może to ten błysk w oku, w każdym razie talent, do bezgłośnego poruszania się, oraz całkiem sprawnego posługiwania się najróżniejszymi broniami. Zabawa zaczyna się, w momencie kiedy Maebara zostaje przypadkowo wtajemniczony w historię miasta Hinamizawy.
Posłusznie leniuchując, kiedy jedna z kluczowych postaci, Rena, ciężko pracuje szukając na śmietnisku skarbów, zostaje zawołany przez nietutejszego fotografa. W odpowiedzi na sympatyczne zapytanie, co właśnie robi jego przyjaciółka, nasz tymczasowy protagonista, usiłując sobie zażartować, odpowiada, że szuka ona ciała, które zostało poćwiartowane na kawałki, oraz schowane w pewnym miejscu. Reakcją nie był śmiech. O nie. W tym właśnie momencie zaczynamy przygodę z płaczącymi cykadami.
Jeżeli sięgnąć by po pierwowzór, była by nim gra. Chodzi o gry typu visual novel, gdzie manipulując myślami, oraz odpowiedziami bohatera, wybieramy sobie odpowiadające nam zakończenie. W tym przypadku, oglądając higurashi, rzeczywiście odnosimy wrażenie jakbyśmy oglądali potyczki z najróżniejszymi zakończeniami fabuły. No, jestem na dobrej drodze do niepotrzebnego spoilowania, tak więc skończę.
Trzeba więc zaznaczyć, że następuje tutaj niezwykły wzór opowiadania. Także pierwszy rzut oka (jak to często bywa) może być błędnym zsumowaniem informacji.
Zdaniem Fafika:
Nezall przybliżył fabułę i klimat ale nie ocenił tego anime, więc może też się trochę wypowiem. Anime to ma klimat i fabułę nieporównywalne do żadnych innych, genialną muzykę no i (niestety, ale tylko w pierwszej serii) nie najlepszą kreskę. Bohaterowie są różnorodni i mają do opowiedzenia ciekawe historie. Jest to jedno z moich ulubionych anime, polecam , polecam i jeszcze raz, polecam. Gdyby to była moja recenzja, a niestety nie jest, anime dostało by 10/10 jako jeden z niewielkiego w moim spisie dziesiątkowego grona...
Właśnie~~! Higurashi zaczęłam w lutym... ._. Muszę dokończyć ^^"
OdpowiedzUsuń