niedziela, 15 kwietnia 2012

Recenzja: Gyo

Czyli jak z niezłego pomysłu zrobić najdziwniejsze OVA roku.

Agresywne rybki
Akcja zaczyna się w Okinawie, gdzie główna bohaterka - Kaori - spędza ze swoimi wątpliwymi przyjaciółkami wakacje. Po męczącym dniu wchodząc do domu dziewczyny czują przeraźliwy smród rozkładającego się ciała. Za chwilę ma okazję je zaatakować niewielka rybka z mechanicznymi odnóżami, której udaje się pozbyć. Tutaj pojawia się pierwszy zasadniczy błąd niezbyt myślących bohaterów kiepskich horrorów - jeśli spotkasz coś dziwnego, nie mów o tym służbom bezpieczeństwa, a najlepiej wyrzuć to do kosza. Rzecz jasna, po tym wróciły do normalnego trybu życia. Po kilku dniach (i rekinie w oknie...) Japonię ogarnia plaga agresywnych ryb chodzących po lądzie dzięki metalowym nóżkom. Oczywiście główna bohaterka koniecznie musi lecieć do ukochanego w Tokio. Dalej nie będę spoilerowała, ale później fabuła opiera się na szukaniu narzeczonego przez Kaori. Dodam jeszcze że ludzie po ukłuciu przez ryby również stają się agresywni i wyglądają jak zielone orki.

Klimat (?)
Niestety film trzyma napięcie tylko do połowy, potem to już nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Ludzie którzy zostali zaatakowani nie tyle wyglądają strasznie, a po prostu obrzydliwie. Postacie postępują skrajnie nielogicznie i schematycznie. Momenty mające wyjść smutno wyszły dla mnie śmiesznie - głównie przez te wszędobylskie ''orki''. Dochodzi do tego ratowanie zbyt wiele razy - w większości sytuacji bohaterka dawno by zginęła. Motyw ryb i ich odnóży starano się wytłumaczyć na siłę i zresztą niezbyt potrzebnie. Nie wyniosłam z tego filmu żadnej idei i wolę nad nią nie myśleć. Kreska jest dość prosta, ale podobały mi się ujęcia samych ryb. Polecam wszystkim lubiącym groteskę, dziwactwa, abstrakcję i dopatrywanie się przesłania za wszelką cenę. Moja ocena - 3/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz